Przejdź do treści
Michał Kamieński (1879-1973)
Michał KAMIEŃSKI  
1879 – 1973
 

Podczas wiosennego kongresu Amerykańskiej Unii Geofizycznej w 2007 r. przedstawiono m.in. rezultaty badań geologicznych i geofizycznych 26 miejsc na obszarze Ameryki Północnej, z których wynika, że niespełna 13 tys. lat temu eksplodował w atmosferze Ziemi nad terytorium dzisiejszej Kanady jakiś obiekt kosmiczny. Analizy pobranych tam próbek materii oraz zachowanych śladów dewastacji ekosystemu spowodowanej tym wydarzeniem, pozwoliły sformułować przypuszczenie, że mógł to być wybuch jądra zderzającej się z Ziemią komety. Doniesienia o tym ożywiły w pamięci zapomniane dziś prace Michała Kamieńskiego poświęcone poznaniu ruchu komety Halleya w przeszłości. W artykule opublikowanym w 1961 roku w Acta Astronomica pokazał on mianowicie, że ta najsłynniejsza z komet w roku 9541 przed Chr. mogła przelecieć koło Ziemi w odległości porównywalnej z odległością Księżyca. Kamieński spekulował, że przy tak dużym zbliżeniu jakiś fragment oderwany od jądra komety mógł trafić w Ziemię, a wywołana tym katastrofa mogła być przyczyną zatopienia legendarnej Atlantydy.

Zastanawiająca bliskość czasowa hipotetycznego wydarzenia z dziejów naszej planety, wydedukowanego z jednej strony na podstawie rozważań astronomicznych sprzed prawie półwiecza i z drugiej ze współczesnych dociekań nauk o Ziemi, jest dobrą okazją do przypomnienia niezwykłej postaci Michała Kamieńskiego, profesora Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektora jego Obserwatorium Astronomicznego w latach 1923–1944, astronoma, który zasłużył na miano twórcy polskiej szkoły badań kometarnych. Drugim powodem uzasadniającym powstania tego artykułu może też być wypadające w tym roku stulecie rozpoczęcia badań ruchu komety Wolfa 1, którym ten wybitny polski astronom poświęcił niemal całe życie.

Michał Kamieński urodził się 24 listopada 1879 roku na Białej Rusi w majątku ziemskim Dembrówka w powiecie czerekowskim ówczesnej guberni mohylewskiej Cesarstwa Rosyjskiego. Wspominając u schyłku życia swe dzieciństwo, Kamieński zwierzył się przyjaciołom, że jego ojcem był właściciel majątku (obywatel ziemski, jak wtedy się mówiło), a matką wiejska dziewczyna, o której 90-letni profesor wyrażał się z wielką czułością — moja mamusia. Wyróżniający się nieprzeciętnymi zdolnościami Michał pierwsze nauki pobierał w Pskowie, gdzie na wiosnę 1898 r. ukończył gimnazjum klasyczne. W jesieni tego samego roku wstąpił na Uniwersytet w Petersburgu. Studia na wydziale fizyczno-matematycznym ukończył w 1903 r. z dyplomem I stopnia i od razu został powołany do służby państwowej w charakterze astronoma nadetatowego w Głównym Obserwatorium Astronomicznym w Pułkowie koło Petersburga. Spełniły się w ten sposób młodzieńcze marzenia Michała, aby zdobyć klucz do obserwatorium. Uzyskanie go traktował jak wejście w posiadanie klucza do tajemnic nieba. Tym kluczem, jak później podkreślał, było „umiłowanie prawdy naukowej, samozaparcie w pracy i niezłomna wola dotarcia do wytyczonego celu. Ale cel ten był daleki, a droga ciernista — per aspera ad astra.” (to słowa z przemówienia prof. Józefa Witkowskiego wygłoszonego podczas uroczystego posiedzenia Rady Naukowej Zakładu Astronomii Polskiej Akademii Nauk w maju 1964 roku poświęconego sześćdziesięcioleciu pracy naukowej prof. Michała Kamieńskiego).

Pracując na stanowisku astronoma-rachmistrza pod kierunkiem wybitnego badacza ruchu komety Enckego Oskara Backlunda (1846–1916), ówczesnego dyrektora Obserwatorium w Pułkowie, Kamieński poznawał arkana obliczeń orbitalnych. Z zapałem prowadził też obserwacje astrometryczne na kole wertykalnym, instrumencie zainstalowanym w Pułkowie przez Wilhelma Struvego (1819–1905). Najbardziej wciągnęły jednak młodego astronoma rachunki kometarne, a ujawnione talenty w tym zakresie i pasja, z jaką uczestniczył w pracach Backlunda dotyczących komety Enckego spowodowały, że już w 1907 r. została mu powierzona do samodzielnych badań kometa Wolfa 1. W ten sposób zaczął się chyba jedyny w swoim rodzaju „flirt” Kamieńskiego z kometą, której oddał prawie wszystkie swe siły twórcze, a ona rozsławiła go w świecie.

Rozpoczęte sto lat temu obliczenia poświęcone poznaniu ruchu komety Wolfa 1 Kamieński wytrwale prowadził niezależnie od tego, gdzie był zatrudniony i czym się musiał zajmować. W 1908 r. otrzymał stypendium Petersburskiej Akademii Nauk, które umożliwiło mu przygotowanie się do złożenia egzaminów m.in. z matematyki, mechaniki nieba, geodezji i astronomii praktycznej, koniecznych do osiągnięcia wyższego stopnia naukowego. Przez kilka miesięcy 1909 r. był nauczycielem matematyki i fizyki w Kałudze. Tam też, w dniu 15 czerwca 1909 r., zawarł związek małżeński z Marią Dembicką (ur. 1886). Stopień naukowy magistra astronomii i geodezji (przewyższający rangą dzisiejszy doktorat, a uprawnieniami zbliżony do habilitacji) Kamieński uzyskał na Uniwersytecie w Petersburgu w maju 1910 r., chociaż już rok wcześniej został powołany na służbę w Wydziale Hydrograficznym Rosyjskiej Marynarki Wojennej w porcie Aleksandra III koło Lipawy, gdzie został mianowany zarządzającym Izbą Instrumentalną i Wydziałem Map Morskich. Zorganizował tam wydawanie codziennych map synoptycznych, odkrył i dokładnie zbadał anomalie deklinacji magnetycznej w okolicach Lipawy, wyznaczył kierunki magnesowe potrzebne dla badania dewiacji kompasów okrętowych.

W 1914 r. Kamieński został przeniesiony do portu wojennego we Władywostoku gdzie początkowo pełnił obowiązki astronoma portu, a następnie zorganizował Obserwatorium Morskie i od 1919 r. był jego naczelnikiem. Oprócz obliczeń orbity komety Wolfa 1 prowadził w tym czasie badania w zakresie magnetyzmu ziemskiego, meteorologii i hydrografii, kreślił mapy synoptyczne wschodniej Syberii oraz zakładał stacje badawcze lodów arktycznych wzdłuż zachodniego wybrzeża Pacyfiku od Władywostoku aż po Cieśninę Beringa.

Na początku 1920 r. Kamieński opuścił stanowisko naczelnika Obserwatorium Morskiegowe Władywostoku „nie tylko — jak napisał w swym curriculum vitae — wskutek inwazji bolszewickiej”, lecz przede wszystkim dlatego, że zachęcony, a może wręcz zobligowany przez prof. Tadeusza Banachiewicza, „pragnął porzucić służbę rosyjską” i powrócić do odradzającej się po latach niewoli Polski. Aby zdobyć fundusze na kosztowną podróż z Dalekiego Wschodu, przyjął zaproszenie Departamentu Hydrograficznego Cesarskiej Marynarki Wojennej w Japonii i w maju 1920 r. rozpoczął w Tokio dwuletnią służbę. Zajmował się tam m.in. układaniem efemeryd par gwiazd dla dokładnych wyznaczeń szerokości geograficznych metodą Piewcowa w strefie od +20° do +40°. Praca ta była ważna i mogła mieć duże znaczenie dla pomiarów geodezyjnych i topograficznych m.in. Sahary, Afganistanu, Chin i innych terytoriów znajdujących się w tej strefie. Niestety rękopis i wszystkie notatki jej dotyczące spłonęły w pożarze gmachu Departamentu Hydrograficznego po silnym trzęsieniu Ziemi, które nawiedziło Tokio w dniu 1 września 1923 r. Ale Kamieński od lipca 1922 r. był już w Polsce. Po kilkumiesięcznym pobycie w Krakowie przybył do Warszawy, gdzie w marcu 1923 r. został mianowany profesorem Uniwersytetu Warszawskiego i dyrektorem Obserwatorium Astronomicznego.

Objęcie przez prof. Michała Kamieńskiego kierownictwa Obserwatorium Warszawskiego zaczęło okres intensywnego (oczywiście na miarę ówczesnych możliwości) rozwoju astronomii w stolicy. Zdając sobie sprawę, że słabo wyposażone i zlokalizowane w śródmieściu Obserwatorium Astronomiczne nie ma możliwości prowadzenia liczących się w świecie prac obserwacyjnych, Kamieński skierował zainteresowania podległych mu astronomów głównie na zagadnienia teoretyczne. Priorytetem było oczywiście badanie ruchu komety Wolfa 1, ale zdecydował się także powtórzyć i znacznie udoskonalić obliczenia efemeryd par Piewcowa dla dokładnych wyznaczeń szerokości geograficznych. Korzystając z pomocy młodszych kolegów w prowadzeniu żmudnych rachunków (przede wszystkim M. Bielickiego, H. Kazimierczak-Połońskiej i L. Zajdlera), Kamieński podejmował starania prowadzące do wzbogacenia obserwatorium o nowe instrumenty, zorganizował nowoczesną służbę czasu, rozpoczął wydawanie prac obserwatorium jako „Publications of the Astronomical Observatory of the Warsaw University” (w latach 1925–1939 ukazało się 12 tomów) i wreszcie — co może było wtedy najważniejszym dziełem energicznego dyrektora — doprowadził do powstania, tuż przed wybuchem II wojny światowej, Obserwatorium Astronomicznego i Meteorologicznego na górze Pop Iwan w Czarnohorze jako zamiejscowej stacji obserwacyjnej i filii Obserwatorium Uniwersytetu Warszawskiego. Kamieński patronował także działalności amatorskiej w astronomii, czego wyrazem było m.in. pełnienie funkcji prezesa Polskiego Towarzystwa Miłośników Astronomii od 1924 r., z krótką przerwą, aż do roku 1939.

Aktywność Kamieńskiego zarówno na polu naukowym, jak i w zakresie działań organizacyjnych bardzo szybko została dostrzeżona na świecie i od razu spotkała się z wielkim uznaniem. Dowodem może być choćby to, że już w 1927 r. został wyróżniony godnością członka honorowego Królewskiego Towarzystwa Astronomicznego (Royal Astronomical Society) w Londynie. Z polskich astronomów taki zaszczyt spotkał w tym czasie jeszcze tylko prof. Tadeusza Banachiewicza. W tym samym roku został też wybrany członkiem korespondentem Polskiej Akademii Umiejętności oraz członkiem rzeczywistym Towarzystwa Naukowego Warszawskiego.

W okresie II wojny światowej Kamieński pozostawał w Warszawie. Wprawdzie Uniwersytet został zamknięty, ale władze okupacyjne uznały, że jego placówka astronomiczna może okazać się potrzebna (np. dla zapewnienia służby czasu czy też opracowywania prognoz meteorologicznych) i zezwoliły — podobnie jak obserwatoriom w Krakowie i we Lwowie — na ograniczone funkcjonowanie warszawskiego Obserwatorium Astronomicznego. W ośrodku pozbawionym najlepszych instrumentów, które na początku 1940 r. zostały wywiezione przez Niemców do Poznania, z narzuconym od kwietnia 1942 r. kierownictwem w osobie prof. Kurta Waltera z Obserwatorium w Poczdamie (zarządcy wszystkich obserwatoriów astronomicznych na terenie Generalnej Guberni), z drastycznie zredukowanym personelem i w trudnych dziś nawet do zrozumienia warunkach okupacyjnej rzeczywistości, Kamieński wytrwale i z samozaparciem kontynuował swe badania. Koncentrował się głównie na obliczeniach zmian orbity komety Wolfa 1 pod wpływem wielkich planet Układu Słonecznego. Wyniki tych prac opublikował po wojnie w 8 artykułach, które ukazały się w 1946 r. w wydanym przez Polską Akademię Umiejętności tomie zatytułowanym List of the works achieved in the field of Mathematics and Sciences in Poland during the German occupation 1939–1945. Wtedy też opracował zręby tzw. metody cyklicznej dla znajdowania orientacyjnych pozycji ciał Układu Słonecznego w dużych interwałach czasu, którą później z powodzeniem stosował w pracach poświęconych chronologii astronomicznej.

Wybuch Powstania Warszawskiego w dniu 1 sierpnia 1944 r. położył kres okupacyjnej egzystencji Obserwatorium. Jego gmach doszczętnie spłonął wraz z pozostałymi po grabieży instrumentami, bogatą biblioteką, mieszkaniami astronomów. Kamieński z żoną, a także dr Jan Gadomski z rodziną, straciwszy dach nad głową, znaleźli schronienie w pobliżu lotniska na Okęciu. Trudów tułaczki nie zdołała jednak przetrzymać, chora od wielu lat na serce, żona Profesora — Maria Kamieńska, która zmarła po kilku tygodniach ówczesnej poniewierki; pochowana została na cmentarzu w Brwinowie koło Warszawy. W końcu października Kamieński dotarł do Krakowa, gdzie wkrótce rozpoczął — wspólnie z prof. Józefem Witkowskim — starania o utworzenie w Krakowie tymczasowej pracowni Obserwatorium Warszawskiego. Spotkały się one z życzliwością nowych władz i już w lutym 1945 r. pracownia została formalnie uruchomiona. Sprawami organizacyjnymi, a przede wszystkim staraniami o odbudowę gmachu w Warszawie, zajmował się głównie Gadomski, dzięki czemu Kamieński mógł powrócić do pracy naukowej.

Wkrótce po wznowieniu działalności Uniwersytetu Warszawskiego prof. Michał Kamieński został niespodziewanie przeniesiony na emeryturę i pozbawiony wszystkich stanowisk; pełnienie obowiązków kierownika Obserwatorium Astronomicznego powierzono dr. Janowi Gadomskiemu, a kuratorem katedry astronomii mianowano matematyka prof. Kazimierza Kuratowskiego. Te zaskakujące i niezrozumiałe decyzje były zapewne konsekwencją wszczęcia postępowania dyscyplinarnego przeciwko prof. Kamieńskiemu przez działającą w latach powojennych w Warszawie „Wyższą Komisję Dyscyplinarną dla Profesorów Szkół Akademickich”, której przewodniczył prof. Jan Wasilkowski, późniejszy rektor Uniwersytetu Warszawskiego. Nie udało się dotrzeć do materiałów tej komisji, a znajdująca się w Archiwum Akt Nowych w Warszawie teczka osobowa prof. Kamieńskiego zawiera tylko dokumenty przedwojenne. Ze wspomnień osób pamiętających tamte wydarzenia (zarówno utrwalonych drukiem, jak i przekazywanych w rozmowach) można jednak wnioskować, że było to jakieś wielkie nieporozumienie, a może po prostu prymitywna intryga, próbująca wykorzystać fakt pełnienia przez Kamieńskiego funkcji w aparacie okupacyjnym dla skompromitowania potencjalnego konkurenta do uniwersyteckich zaszczytów. Trzeba podkreślić, że identyczne role kierowania obserwatoriami astronomicznymi w czasie okupacji spełniali prof. Tadeusz Banachiewicz w Krakowie oraz prof. Eugeniusz Rybka we Lwowie, co po wojnie spotkało się z uznaniem i wdzięcznością, a nie z absurdalnym oskarżeniem.

Do pracy w Uniwersytecie Warszawskim prof. Michał Kamieński już nie wrócił. Ale wkrótce po powstaniu Polskiej Akademii Nauk i utworzeniu w jej strukturze Zakładu Astronomii, objął w nim na krótko stanowisko profesora. We wrześniu 1960 r. przeszedł już definitywnie na emeryturę, pozostając jednak czynnym współpracownikiem Komisji Komet działającej w ramach Komitetu Astronomii PAN.

W 1963 r. prof. Kamieński powrócił na stałe do Warszawy, gdzie zamieszkał w maleńkim, ale własnym mieszkaniu w ogromnym „bloku” przy ul. Kopernika. Mimo podeszłego wieku nadal był bardzo aktywny: oprócz intensywnej pracy naukowej dużo czytał, prowadził bogatą korespondencję, uczestniczył w seminariach i zebraniach naukowych, odwiedzał i gościł u siebie licznych przyjaciół. Jako młody adept astronomii służyłem w tym czasie Profesorowi pomocą w załatwianiu różnych spraw, przepisywaniu na maszynie nowych artykułów czy listów, bieganiu na pocztę, czasem robieniu zakupów. Trudno oprzeć się pokusie wspomnienia zabawnego szyfru, jakim w związku z tym często się porozumiewaliśmy. Gdy np. odbierałem telefon z lakoniczną informacją: „Panie Krzysiu — planetoida numer 14”, to natychmiast szedłem do cukierni Bliklego na Nowym Świecie, aby kupić 10 ciastek i szybko zanieść je Profesorowi. Tego dnia bowiem oczekiwał wizyty pani Ireny, przyjaciela domu Kamieńskich jeszcze sprzed wojny, a planetoida numer 14 nosi nazwę Irena. Ciastka musiały pochodzić od Bliklego; przy ich zakupie wystarczyło powiedzieć, dla kogo są przeznaczone, aby otrzymać wytworną paczuszkę z odpowiednio dobranymi smakołykami. Znany warszawski cukiernik należał do grona bliskich przyjaciół Kamieńskiego.

Prof. Kamieński bardzo lubił nadawać swoim znajomym różne pseudonimy, które nie tylko coś o nich mówiły, ale także wyrażały jego nieodmiennie życzliwy do nich stosunek. I tak np. o dr Halinie Jaśkowej, która w Obserwatorium Krakowskim zajmowała się m.in. tłumaczeniem na angielski prac nadsyłanych do „Acta Astronomica”, mówił „Halina Britannica”, o prof. Stefanie Piotrowskim z wielką atencją, ale i z lekkim przymrużeniem oka — „Stephanus Magnus”, a o dr. Janie Mietelskim, u którego dostrzegał objawy angielskiej „flegmy” — „John Bull”. Moją żonę Elżbietę zwykł nazywać (nie wiem dlaczego) „Elizabeth the First”.

Kamieński był wymagającym i surowym profesorem, ale jednocześnie bezpośrednim, pogodnym i dowcipnym człowiekiem. Był wspaniałym wykładowcą oraz uroczym gawędziarzem. Pamiętał wiele wesołych dykteryjek związanych z pracą astronoma, lubił wspominać lata swego terminowania u boku sławnych astronomów w Pułkowie, często opowiadał o Japonii, a nawet z lubością wykonywał przy różnych okazjach tajemnicze gesty charakterystyczne dla kultury japońskiej. Wśród znajomych Kamieńskiego długo wspominano np. zakończenie wizyty u niego młodego Japończyka, odwiedzającego Warszawę i chcącego przy okazji poznać sławnego polskiego astronoma, o którym pamięć w japońskim środowisku astronomicznym jest ciągle żywa. Żegnając gościa, sędziwy gospodarz kilkoma słowami wypowiedzianymi po japońsku (i z nieco skrywanym urwisowskim uśmieszkiem na twarzy) wprawił go w taką radość, wręcz euforię wyrażoną jakimiś gestami i niezrozumiałymi okrzykami, że trudno go było uspokoić. Dopiero później, przepraszając zdumionych świadków, wyjaśnił, że nie potrafił inaczej wyrazić swego zdziwienia i zaskoczenia, iż w dalekiej Polsce spotkał kogoś, kto tak dobrze zna i czuje ducha japońskich obyczajów.

Powojenna aktywność naukowa prof. Kamieńskiego była skoncentrowana przede wszystkim na dwóch kometach: Wolfa 1 i Halleya. Kometę okresową Wolfa 1 odkrył Max Wolf w 1884 r. i od tej pory obserwowano ją podczas każdego powrotu w pobliże Słońca z wyjątkiem roku 1904, gdy — jak pisze Kamieński w artykule opublikowanym w „Uranii” w 1968 r. — „po śmierci jej pierwszego badacza, pastora A. Thraena, nikt nie dopilnował obliczenia jej efemerydy na ten rok”. Największym wyzwaniem dla badacza ruchu komety Wolfa 1 było jej wielkie zbliżenie do Jowisza w 1922 r. (na odległość 0,125 AU), które radykalnie zmieniło kształt orbity (odległość peryhelium wzrosła od 1,58 do 2,47 AU, a okres obiegu wokół Słońca zwiększył się z 6,82 na 8,31 r.). Kamieńskiemu początkowo nie udawało się powiązać jednym systemem elementów orbity wszystkich pojawień się komety w okresie 1884–1919 i dopiero gdy wiązał każde dwa kolejne jej ukazania się w tym okresie, stwierdził, że średni ruch dzienny komety stale się zmniejsza. Odkrył w ten sposób tzw. zjawisko deceleracji w ruchu komety. Następnym sukcesem Kamieńskiego było rachunkowe „przeprowadzenie” komety Wolfa 1 przez tzw. sferę oddziaływania Jowisza podczas zbliżenia w 1922 r., co umożliwiło jej odnalezienie na niebie w 1925 r. bardzo blisko przewidywanej pozycji. I wreszcie dzięki obliczeniom Kamieńskiego kometę można było obserwować we wszystkich kolejnych powrotach do Słońca, a nowe obserwacje dostarczały danych do poprawień orbity i opisania ruchu komety jednym systemem elementów w coraz dłuższym przedziale czasu. Istotną rolę w tych pracach odegrali uczniowie i współpracownicy Kamieńskiego, głównie Maciej Bielicki i Helena Kazimierczak-Połońska. Ta ostatnia kontynuowała dzieło swego nauczyciela, co zaowocowało opracowaniem (już oczywiście za pomocą komputera) teorii ruchu komety Wolfa 1 na przestrzeni stulecia 1884–1994. Jej monografia na ten temat, poświęcona pamięci prof. M. Kamieńskiego, ukazała się w 1982 roku jako tom XVIII „Prac Instytutu Astronomii Teoretycznej Akademii Nauk ZSRR”.

Wkład Kamieńskiego w poznanie ruchu komety Wolfa 1 doczekał się wyjątkowego uznania, jakim były starania prof. Siergieja K. Wsiechswiatskiego z Kijowa, aby zmienić jej nazwę na kometę Wolfa-Kamieńskiego. W swych publikacjach wielokrotnie używał już nawet tej nazwy. Jednak decydująca o tym Międzynarodowa Unia Astronomiczna, doceniając wielkie znaczenie prac Kamieńskiego dla badań kometarnych, nie ośmieliła się odstąpić od bardzo dawna utartego zwyczaju nazywania komet wyłącznie nazwiskami odkrywców, a nie ich badaczy, i nie zdecydowała się na ryzykowny precedens. Innym jeszcze dowodem wyjątkowego znaczenia prac Kamieńskiego poświęconych komecie Wolfa 1 może być także to, że wyniki wielu jego obliczeń były traktowane jako swego rodzaju wzorzec, który służył do kontrolowania i testowania programów komputerowych dla obliczeń orbitalnych opracowywanych w latach 60. przez uczniów Kamieńskiego.

Ostatnie lata swego długiego i pracowitego życia Kamieński poświęcił komecie Halleya. Szerokie horyzonty umysłu wybitnego astronoma kazały mu bowiem podjąć starania wykorzystania ścisłego warsztatu badacza ruchu ciał niebieskich w analizach dotyczących chronologii dziejów starożytnych. Według niego bowiem kometa Halleya niby „ognista wskazówka niebieskiego zegara od wielu tysięcy lat zaznacza szereg zdarzeń w dziejach ludzkości”. Myślą przewodnią Kamieńskiego w badaniach ruchu komety Halleya było spostrzeżenie, że wzajemne położenia w przestrzeni komety i najsilniej zakłócających jej ruch planet Jowisza i Saturna, powinny się cyklicznie powtarzać w dostatecznie dużych interwałach czasu, obejmujących nawet kilka tysięcy lat. Znalazł on cztery takie cykle i — opierając się na wynikach wcześniejszych rachunków — obliczył momenty przejść komety Halleya przez peryhelium aż do połowy dziesiątego tysiąclecia przed narodzeniem Chrystusa. Licząc od współczesności okres ten obejmuje 150 obiegów komety wokół Słońca.

Opierając się na dawniejszej sugestii G. Norlinga, że wizje anioła stojącego między ziemią i niebem z mieczem wyciągniętym nad Jerozolimą, które miał król Dawid (1 Krn 21, 16), można tłumaczyć pojawieniem się komety, Kamieński doszedł do wniosku, że mogła nią być kometa Halleya jaśniejąca na niebie w maju 1010 r. przed Chr. Ponieważ wizję Dawida wiąże się z rozpoczęciem budowy świątyni jerozolimskiej, uzyskujemy tym samym precyzyjną datę tego ważnego wydarzenia dziejów starożytnych. Podobnie interpretując zjawisko dymiącego pieca i gorejącej pochodni, gdy Bóg zawierał przymierze z Abrahamem (Rdz 15, 17), jako ukazanie się komety Halleya, oraz przyjmując za kronikarzem Eckstormiusem, cytowanym w słynnym siedemnastowiecznym dziele polskiego arianina Stanisława Lubienieckiego „Theatrum Cometicum…”, że gdy Abraham miał 70 lat, ukazała się kometa w konstelacji Barana pod planetą Mars, Kamieński obliczył, że Abraham urodził się w roku 1850 przed Chr.

Na podstawie wnikliwych analiz różnych informacji o kometach i związanych z nimi wydarzeniach, zawartych m.in. w dziele Lubienieckiego, oraz obliczonych przez siebie momentów pojawień się komety Halleya, Kamieński znalazł ponadto, że zburzenie Troi nastąpiło prawdopodobnie w roku 1150 przed Chr., a zniszczenie Sodomy i Gomory w roku 1751 przed Chr. Co więcej, kometa Halleya i odpowiednie notatki kronikarzy umożliwiły mu sformułowanie hipotezy, że biblijny potop nastąpił w roku 3850 przed Chr. Wprawdzie Kamieński — w przeciwieństwie do Halleya — nie upatrywał przyczyny tego kataklizmu w spadku na Ziemię komety, jednak uważał, że nastąpił on w czasie pojawienia się na niebie komety Halleya. Według Kamieńskiego spadek na Ziemię jakiegoś odłamka jądra komety Halleya mógł być także przyczyną katastrofy legendarnej Atlantydy. Wydarzyć się to mogło w roku 9541 przed Chr., gdy kometa przeleciała bardzo blisko Ziemi, w odległości — jak pokazały jego obliczenia — porównywalnej z odległością od niej Księżyca.

Te wszystkie rozważania i spekulacje są oczywiście tylko intrygującymi domysłami i być może atrakcyjnymi ciekawostkami. Łatwowierne traktowanie ich jak naukowo stwierdzonych faktów byłoby równie nieuzasadnione jak kategoryczne zaprzeczanie ich sensu. Ale niezwykłość komety Halleya i rzetelność badań Kamieńskiego usprawiedliwiają dociekliwość również i w tej dziedzinie.

Niemal całe życie Profesor Kamieński cieszył się dobrym zdrowiem. Zmarł 18 kwietnia 1973 r. po krótkiej chorobie spowodowanej przypadkowym, niefortunnym upadkiem na ulicy. Pochowany został — zgodnie z życzeniem — na cmentarzu parafialnym w Brwinowie koło Warszawy, obok grobu swojej żony. Doc. Maciej Bielicki, uczeń i chyba najwierniejszy współpracownik prof. Michała Kamieńskiego, podkreślił we wzruszającym przemówieniu na pogrzebie, że jego „największą spuścizną, jaką zostawił poza licznymi pracami naukowymi jest to, że stał się Ojcem całej szkoły badawczej orbit komet”.

Krzysztof Ziołkowski
(Źródło: „Urania — PA” nr 6/2007)